Orlando

19/10/2025
Ink drawing -collage
Ink drawing -collage


Orlando

Jest noc.

Postanowiłam opanować moją ostatnią skłonność do małmazji (fraza z Orlanda Virginii Woolf) i opowiedzieć Wam o Orlandzie, korzystając z materiałów, które już mam. Zabawiałam się więc w Szymborską i z moich prac wycięłam kolaż. Może nie jest to najdoskonalsza oprawa dla tej genialnej lektury, ale musi wystarczyć, bo bardzo, bardzo chciałam w ten weekend opowiedzieć o Orlando Virginii Woolf.

Zacznę tak:

''Zapadła noc – noc, którą (Orlanda) ukochała ponad wszystko, bowiem odbicia w mrocznych odmętach umysłu świecą wtedy wyraziściej niż za dnia. Nie było już konieczne omdlewać, by zaglądnąć głęboko w ciemność, gdzie przedmioty nabierają kształtu, i ujrzeć już to Szekspira, już to dziewczynę w rosyjskich szarawarach, już to parostateczek na Serpentine...''

Rosyjska dziewczyna to Sasza, kochanka Orlanda, a na parostatku pływał Marmaduke Bonthrope Shelmerdine – mąż Orlandy. A Orlando i Orlanda to jedna osoba.

Zatem już wiadomo, że Virginia Woolf w swojej powieści porusza temat płynności płci. To właśnie ona jest głównym motywem książki. Woolf, opisując losy najpierw Orlanda, a potem Orlandy, pokazuje, że płeć to nie tylko kwestia biologii, ale także kultury i oczekiwań społecznych. Głównego bohatera poznajemy najpierw jako młodego arystokratę Orlanda, który w połowie fabuły w tajemniczy sposób budzi się jako kobieta. Wiadomość tę przyjmuje zupełnie zwyczajnie, nie robiąc z tego żadnej sensacji – uznaje, że nadal czuje się tą samą osobą, którą był poprzedniej nocy.

Jeśli chodzi o Orlandę – o nią – nic się nie zmieniło, ale bardzo wiele zmieniło się dla jej otoczenia, które wymusza na bohaterce inne zachowania i inną tożsamość. Bohaterami o płynnej tożsamości płciowej są także wielkie miłości Orlanda i Orlandy – najpierw Sasza, potem Shelmerdine – bo miłość w tej powieści Woolf nie zna granic płci.

W ten sposób Woolf wyprzedziła współczesne teorie gender i queer, kwestionując sztywne podziały między tym, co kobiece, a tym, co męskie. Autorka była zwolenniczką androgynicznego umysłu – takiego, który łączy w sobie cechy obu płci, pozwalając na pełnię twórczej ekspresji. Doświadczała takiego stanu nie tylko jako pisarka – Orlando bywa uznawany za list miłosny do Vity Sackville-West, arystokratki i pisarki, z którą Woolf łączyła bliska relacja.

Historia Orlanda opowiedziana przez Woolf to ogromne wsparcie dla osób queerowych, które często po lekturze tej powieści z ulgą odkrywają, że mogą żyć dalej, że ich życie jest możliwe i ma sens. To bezcenna wartość tej książki.

A do tego – wszystko to opowiedziane zostało w sposób genialny!

Książka jest ważna także ze względu na swoją formę i język. Tu geniusz Virginii Woolf zdaje się nie mieć żadnych ograniczeń – wszystko wywraca na drugą stronę! Woolf zachwyca, bawi się słowami jak plasteliną, które poetycko, rytmicznie, z lekkością i często z humorem niosą czytelnika przez czas i przestrzeń.

Akcja powieści toczy się od XVI wieku do lat dwudziestych XX wieku. Orlando żyje ponad trzysta lat, nie starzejąc się, dostosowuje się do wymogów kolejnych epok. Narrator – poważny biograf Orlanda – naśladując męskich żywotopisarzy, czesto ironizuje z formy i nad tym, jak traktowano kobiety. Jest więc w ksiażce także wątek feministyczny. Woolf pisze: 

''Ale Orlanda była kobietą – właśnie to potwierdził Lord Palmerston. Panuje zaś zgoda, że pisząc o życiu kobiety, możemy zrzec się wymogu akcji i zastąpić ją miłością. Miłość, jak powiedział poeta, jest całym istnieniem kobiety. A jeśli choć rzucimy okiem na piszącą u stołu Orlandę, przyznamy, że nigdy nie było kobiety godniejszej tego powołania. Będąc kobietą, i to kobietą piękną, a na dodatek w kwiecie wieku, niechybnie wkrótce zarzuci te pozory pisania i myślenia, a zacznie myśleć przynajmniej o gajowym (dopóki myśli o mężczyźnie, nikt nie ma kobiecie za złe myślenia). Napisze mu liścik (a dopóki pisze liściki, nikt nie ma również kobiecie za złe pisania).''

Tymczasem Orlanda pisała poemat o Dębie, który zaczęła jako młodzieniec, poemat wzgardzony w wieku XVI, a nagradzany w wieku XX – co symbolizuje trwałość sztuki i jej dojrzewanie w czasie. To także symbol trwania, korzeni, tożsamości, która przetrwa zmiany czasu i płci.

Gdy narrator niecierpliwił się na zamyśloną i melancholijną Orlandę, nie dającą mu powodów do prowadzenia fabuły, by ratować książkę, stawiał ją przy oknie – i przyglądał się, jak patrzy na parki, lasy, rzeki, zimorodki, miasta, pozwalając płynąć strumieniowi myśli, pozwalając czasowi przeskakiwać do kolejnych epok, a akcji – przemieszczać się w przestrzeni.

''Orlanda przez długi czas stała w oknie. Ktokolwiek bowiem dojdzie do jakiegokolwiek wniosku, to jakby posłał piłkę na drugą stronę siatki i teraz czekał na niewidocznego adwersarza, by ją odbił. Co jej teraz ześle bezbarwne niebo nad Chesterfield House? – dumała. I stała tak, dumała z założonymi rękami przez długi czas. Lecz Bogu niech będą dzięki, bowiem w tej właśnie chwili na dworze zabrzmiał kruchy, piskliwy, szarpany, staromodny dźwięk katarynki, na którym to instrumencie do dnia dzisiejszego z rzadka grają włoscy kataryniarze w zaułkach wielkich miast. Przyjmijmy tę odsiecz, chociażbyśmy ją mieli za najmierniejszą z miernych, jakby to była muzyka sfer, i pozwólmy, by jej dźwięk z gruchotem i chrobotem wypełnił tę stronę...''

I o tej katarynce właśnie chciałam opowiedzieć w moim rysunku. Trochę się nie udało, a trochę tak.

Ale nie małmazuję o tym więcej  – tylko polecam książkę tym, którzy jeszcze jej nie czytali.
Potwierdza, że – jak zwykle – literatura wyprzedza życie, przyjmując ze spokojem to, co proponuje natura.

Uff ... Udalo sie :-) 

To dobrej nocy dla mnie, bo juz jest naprawde pozno, i dobrego dnia dla Ciebie, cierpliwy czytelniku! 

Szczęśliwie jest niedziela i będę mogła ze spokojną głową oglądać sobie jeszcze te spadające liście z poprzedniego postu. 

K.

pssst...

Post inspirowany Virginia Woolf znajdziecie jeszcze [tutaj] 

I zaparaszam tam ---->

fb: @between.words.2025 

in: @kasia_m.baranowska 

Orlando

It's night.
I've decided to master my latest tendency to malmaise (a phrase from Orlando by Virginia Woolf) and tell you about Orlando, using whatever materials I already have.. So I played a bit of Szymborska and made a collage out of my drawings. It may not be the most perfect frame for this brilliant book, but it will have to do — because I very much wanted to talk about Orlando this weekend.

Let me begin like this:

''Night had fallen — a night which (Orlando) loved above all others, for reflections in the dark pools of the mind shine more vividly than in daylight. There was no longer any need to faint to peer into the darkness, where objects take shape — and there one might see Shakespeare, or a girl in Russian trousers, or a little steamboat on the Serpentine…''

The Russian girl is Sasha, Orlando's lover, and the steamboat carries Marmaduke Bonthrope Shelmerdine — Orlando's husband. And Orlando and Orlanda are one and the same.

So it's clear that Virginia Woolf's novel explores the fluidity of gender. That is its central theme. By telling the story of Orlando — first a young nobleman, later a woman — Woolf shows that gender is not only a matter of biology, but also of culture and social expectations. Orlando wakes one morning to find he has become a woman, and accepts it without surprise or drama, feeling she is still the same person she was the night before.

For Orlanda — for her — nothing essential has changed, but everything changes for those around her, who now expect different behaviour and identity. The great loves of Orlando and Orlanda — first Sasha, then Shelmerdine — also embody this fluidity. Love, in Woolf's novel, knows no boundaries of gender.

In this way, Woolf anticipated modern gender and queer theory, challenging rigid divisions between the masculine and the feminine. She believed in the androgynous mind — one that holds both masculine and feminine qualities, allowing for full creative expression. She experienced that state not only as a writer — Orlando is often read as a love letter to Vita Sackville-West, the aristocrat and writer with whom Woolf shared a deep bond.

The story of Orlando has been a source of comfort and strength for queer readers who, upon reading it, often feel a sense of relief — the recognition that life is possible, meaningful, and worth living. That is the book's priceless gift.

And beyond its ideas, the form itself is genius!

The brilliance of Woolf's language seems to know no bounds. She turns everything inside out, shaping words like clay — poetic, rhythmic, light, and often humorous — carrying the reader through time and space.

The novel spans from the sixteenth century to the 1920s. Orlando lives for over three hundred years, never aging, adapting to the demands of each era. The narrator — a solemn biographer — mimics the tone of male "lives of great men," and in doing so, satirises the form and the way women were written about. So there is also a feminist thread in the book. Woolf writes:

''But Orlando was a woman — this had just been confirmed by Lord Palmerston. And it is generally agreed that when writing about the life of a woman, one may dispense with the need for action and replace it with love. Love, as the poet said, is the whole existence of a woman. And if we so much as glance at Orlando writing at her table, we must admit that there has never been a woman more worthy of such a calling.

Being a woman — and a beautiful one at that, and moreover in the prime of her life — she will no doubt soon abandon these pretences of writing and thinking, and begin to think, at least, of the gamekeeper (for as long as she thinks of a man, no one blames a woman for thinking). She will write him a little note (and as long as she writes little notes, no one blames a woman for writing, either).''

Meanwhile, Orlanda continues her poem The Oak Tree, begun in the sixteenth century and completed in the twentieth — a symbol of art's endurance and its ripening through time, of identity that persists through change.

When the impatient narrator, frustrated by Orlando's stillness and melancholy, tries to save the book, he places her by the window and watches her gaze at parks, rivers, cities, and kingfishers — letting her thoughts drift, time leap, and the story move freely through centuries.

''For a long while Orlando stood at the window. Whoever reaches a conclusion sends a ball across the net and must now wait for the invisible opponent to return it. What will the pale sky over Chesterfield House send her now? she wondered… Yet thanks be to God, for at that very moment there came the frail, squeaky, old-fashioned sound of a barrel-organ, such as Italian organ-grinders play in the alleyways of great cities. Let us welcome this rescue, however humble — as though it were the music of the spheres — and let its rattle and grind fill this page…''

It was that barrel-organ I wanted to show in my drawing. It didn't quite work — and yet, in a way, it did.

So I malmaise no more about it — I simply recommend this book to those who haven't yet read it.
Once again, literature proves that it often walks ahead of life — accepting, with quiet grace, whatever nature proposes.

Phew… I did it :-)

A good night to me — it's really late already — and a good day to you!

Luckily,  is Sunday, and I'll be able to watch those falling leaves from the previous post with a peaceful mind. 

K.

pssst...

About Virginia Woolf you will read [here] sa well.

fb: @between.words.2025

in: @kasia_m.baranowska 


To ilustrate my post I will play Jon Hopkins  - ''Tayos Caves, Ecuador ii'.

Stay tuned!

K.